wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 30 - ,,Bo życie to najcenniejszy dar"

Rozdział 30

,, W życiu bowiem istnieją rzeczy, 
o które warto walczyć do samego końca."

Proszę Was o włączenie tej melodii, dziękuję. 
Bitwa to walka, walka o życie swoje i najbliższych. Na karku czujesz oddech śmierci. Widzisz poległych znajomych. Ludzi, z którymi spędzałeś w szkole większość czasu. Teraz oni leżą, tu na zimnej ziemi, pokryci pyłem i krwią. Widzisz w oddali nauczycieli, których szanowałeś chociaż nie przepadałeś za nimi. Oni walczą, ranni, obolali, chroniący swoich uczniów. Oddając za nich własne życie. Rozglądasz się dookoła. Niegdyś piękny, dostojny budynek, przypomina dziś ruiny. Połamane drzewa, na których tak bardzo lubiłeś siedzieć. Oglądasz się za siebie. Widzisz wielkie okno. Widzisz krzątające się tam osoby. Pomieszczenie, do którego często przychodziłeś próbując się zerwać
z zajęć. To tam teraz leży osoba o którą walczysz, którą kochasz. Tam jest dziewczyna, której oddałeś swe serce. Boisz się. Boisz się o jej życie. Boisz się, że nie dotrzymasz swojej obietnicy. Raz po raz odbijasz rzucane w ciebie zaklęcia. Raz po raz atakujesz swojego przeciwnika. Co jakiś czas rozglądasz się za swoją rodziną, swoimi przyjaciółmi. Dostrzegasz ich. Tak samo jak i ty oni walczą. Co rusz ocierają czoło z kropli potu i okruszków pyłu. Biegniesz w stronę leżącej niedaleko postaci. Mały chłopczyk leży na ziemi, a nad nim stoi jeden z najsławniejszych wilkołaków. Nie tracisz czasu. Rzucasz w potworach śmiercionośne zaklęcie zanim ten zdążył dotknąć dziecko. Malec patrzy na ciebie wystraszonym wzrokiem. Ma czekoladowe oczy. Tak samo jak Ona. Bierzesz go na ręce, nie interesuje cię to, że ma zielono-srebrny mundurek, kiwasz głową w stronę brata bliźniaka. On wie o co chodzi, asekuruje Cię. Biegnie za tobą, kiedy ty starasz się znaleźć bezpieczne miejsce dla tego malca. Chcesz uratować jego życie. Bo życie to najcenniejszy dar. 

*

Boisz się otworzyć oczy. Czujesz strach przed tym co może cię czekać. Jesteś zdezorientowana, nie wiesz co robić. Ból, który czujesz w ciele, nie pozwala ci racjonalnie myśleć. Chcesz walczyć, jednak nie potrafisz. Chcesz pomóc, jednak nie wiesz jak. Delikatnie zaciskasz palce na czymś miękkim. Boisz się co to może być. Czujesz pustkę, Ostatnie co pamiętasz to łzy i krzyk. Łzy smutku i cierpienia. Krzyk bólu, wydobywający się z ciała twojej najlepszej przyjaciółki. Nie chciałaś żeby cierpiała. Zawsze chciałaś dla niej jak najlepiej. Mobilizujesz się. Przecież chcesz żyć. Powoli otwierasz oczy. Jasne światło momentalnie cię oślepia. Próbujesz ponownie je otworzyć. Udaje ci się. Rozglądasz się dookoła. Widzisz krzątającą się pielęgniarkę, która opatruje rannych uczniów, aurorów i nauczycieli. Pomału zbierasz siły, podnosisz się. Dostrzegasz na nocnej szafce swoją różdżkę, Bierzesz ją do ręki, czujesz przyjemne ciepło, które rozchodzi się po całym organizmie. Powoli wstajesz z łóżka, rozprostowujesz kości. Ludzie zaczynają zwracać na ciebie swój wzrok. Ostatnią osobą, która odwraca się w twoją stronę jest szkolna pielęgniarka. Kobieta z wielkim sercem. Na twój widok łzy wzruszenia cisną jej się do oczu. 
- Hermiono Granger witaj wśród żywych.
Słowa te wywołują na twojej twarzy wielki uśmiech. Z chęcią przyjmujesz eliksiry podane przez nią. Dobrze wiesz, że one ci pomogą. Rozglądasz się po twarzach. Widzisz znajomych z innych domu, a także ze swojego. Uśmiechasz się, chcesz dodać im otuchy. Bo przecież wiara czyni cuda, wystarczy wierzyć, że się uda.

*

Nikt nigdy nie powiedział, że życie ślizgona może być ciężkie. Zawsze uważany byłem za chłopaka, który niczym się nie przejmuje, któremu do szczęścia niczego nie potrzeba. Nigdy nie chciałem nosić żadnej maski. Chciałem być sobą, pokazać swoje prawdziwe oblicze. To nie ja wybierałem rodzinę, to nie ja wybierałem swoją przyszłość. Nie chciałem zginąć w imię Voldemorta. Chciałem żyć pełnią życia. Chciałem pokazać światu, że jestem dobrym człowiekiem. Moje życie nie było usłane różami. O wszystko musiałem walczyć. Dzisiaj również to robię. Walczę o życie swoje i mojego małego brata. Co rusz rozglądam się czy nie leży gdzieś jego ciało. Boję się o niego. Jest jedną z trzech osób, które okazały mi sympatię. To ten maluch okazał mi miłość. To jego uczyłem latać na miotle, jemu czytałem bajki. Po skończeniu Hogwartu planowałem przejąć nad nim opiekę rodzicielską. Zamieszkać z nim w małym domku, najlepiej na wsi. Malec od zawsze o tym marzył. Chciałem się nim zaopiekować, stworzyć prawdziwą rodzinę. Teraz jednak musiałem skupić się na tym co dzieje się tu i teraz. To dziś decydowałem po której stronie barykady chce stanąć. Wiedziałem, że od tego wyboru zależało życie moje i mojego braciszka. Przypomniałem sobie jego roześmianą twarz. Jego czekoladowe oczy w których zawsze tańczyły wesołe ogniki. Pamiętam jaki był dumny, kiedy dostał się do mojego domu. Pamiętam, kiedy jeszcze kilka dni temu rozmawialiśmy o tym jakie oceny będzie miał na koniec. Kilka wybitnych, a reszta powyżej oczekiwań. Radość go rozpierała. Mimo że był dzieckiem, to jednak był bardzo dojrzały jak na swój wiek. Już wiedziałem, którą stronę mam wybrać. Tę, dzięki, której mój brat będzie mógł normalnie żyć. Tę, dzięki, której i ja będę mógł normalnie żyć.

*

Biegłam tak dobrze znanymi mi korytarzami, raz po raz rzucając różne zaklęcia w stronę śmierciożerców. Rozglądałam się uważnie, wypatrując moich przyjaciół. Tak bardzo chciałam ich zobaczyć. Tak bardzo chciałam zobaczyć swojego chłopaka. Wybiegłam na dziedziniec. W oddali widziałam płomienie ognia, które trawiły nasze boisko do quidditcha. Widziałam szybujących uczniów na miotłach, którzy z góry atakowali nieprzyjaciół. Zauważyłam Go. Stał niedaleko, walcząc z jednym z wrogów. Jak najszybciej chciałam się do niego przedostać.
- Fred!
Krzyknęłam z całych sił. Chłopak jednym zaklęciem powalił wroga i odwrócił się w stronę z której dobiegał mój głos.
- Hermiona!
Tak cudownie było znów usłyszeć jego głos. W szybkim tempie przedostał się do mnie, by już w następnej chwili mocno przytulić mnie do swej piersi. Nie liczyło się dla nas nic. Czas stanął w miejscu. Byliśmy tylko my. Dwoje zakochany nastolatków.

*

Zauważyłem ją, biegnącą w stronę swojego chłopaka. Uśmiechnąłem się na ten widok. Granger nie należała do tych osób, które odpuszczały, gdy napotykały jakieś problemy. Ona stawiała im czoło, pokonywała je mimo wszelkich trudności. Walczyła. Była z natury wojowniczką. Nigdy w życiu nie miała łatwo. Tak samo jak i ja. Byliśmy do siebie pod wieloma względami podobni. Może to dlatego uwolniłem ją wtedy w wakacje, pomogłem jej podczas meczu, kiedy spadała z miotły oraz odczuwałem ból patrząc jak była torturowana w ostatnim czasie. Byliśmy podobni, a jednak tak różni. Ona gotowa była oddać życie w imię dobra, ja tego musiałem się dopiero nauczyć. Granger była osobą, która zasługiwała na szczęście. W pewnym sensie zajęła szczególne miejsce w moim sercu. To nie była miłość, bardziej przywiązanie i chęć obrony jej. Widziałem jak w jej stronę mknie zaklęcie. Widziałem kto je rzucił. W kilku susach znalazłem się przed nią. Spojrzałem się jej prosto w oczy i lekko uśmiechnąłem. Jedno zaklęcie, drugie. Osunąłem się na trawę, widziałem jak Weasley wyciąga różdżkę. Widziałem jak Granger klęka obok mnie.
- Dlaczego?
Wyszeptała pytanie na które odpowiedzi nie znałem.
- Weź moje wspomnienia.
To były ostatnie słowa, które wypowiedziałem. Zamknąłem oczy, chcąc zapamiętać ją uśmiechniętą i pełną życia. Miałem nadzieję, że mój brat mi wybaczy. Wiedziałem, że ktoś dobry się nim zaopiekuje. Że trafi w dobre ręce, jeśli tylko dobra strona zwycięży. Ostatnim co usłyszałem był jej cichy szept.
Dziękuję Blaise.


,,Przegrać po to, aby inni wygrali, to czasem więcej niż wygrać."





******************
Wróciłam. Tak jak obiecałam pojawia się dla Was nowy, OSTATNI rozdział. Wkrótce dodam Epilog mojej historii. Dziękuję wszystkim, którzy czytają mojego bloga. Liczę, że pod tym rozdziałem wyrazicie swoje opinie na jego temat. 
Do napisania wkrótce. :)
Mania

czwartek, 23 lipca 2015

Sowa 2015

Fred się chowa, 
Hermiona ucieka
Mania śle Wam pozdrowienia. 
Harry prosi 
Ginny czeka. 
Ron wyostrza swoje ślepia. 
George dziś tańczy
Luna skacze
Neville ma w swych ustach pomarańcze. 
Razem tak dziś sobie siedzą
Przepraszają 
Za co? 
Oni już to dobrze wiedzą. 
A autorka z nimi siedzi, 
wstyd jej bardzo, 
Czytelnicy pamiętają i przypominają 
Mania w garść się musi wziąć
bo inaczej będzie klops !



PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM ! 
Obiecuję poprawę. Uwierzycie, że napisałam już pół rozdziału 30 i pół minaturki?
Pojawi się to w następnym tygodniu. 

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ! 
Za te motywujące komentarze.
Uwierzcie mi, że nie pisanie dla Was było mega ciężkie, 
ale musiałam poświęcić się rodzinie i szkole. 
No i coś mi mój blogger nie chciał się załadować :(


FREMIONE CIĄG DALSZY NASTĄPI !
DO NAPISANIA KOCHANI ! :)
Mania