piątek, 4 października 2013

Rozdział 26 - ,,I need you... I need you Hermiono."

Rozdział 26
Nie wiem ile czasu spędziłam w tym lochu. Moje rude włosy były poplątane i zakurzone. Moje ubranie było brudne i wilgotne. Całe moje ciało wyglądało okropnie. Leżałam skulona w rogu mając coraz mniejszą nadzieję na ratunek. Każdego dnia o każdej porze myślałam o moich przyjaciołach. Co robią, jak się teraz czują? Wyczerpałam już cały zapas moich łez. Straciłam cały zapał i energię. W pewnym momencie usłyszałam kroki. Nie robiłam sobie z tego nic. Leżałam dalej skulona i jedyne na co było mnie stać to patrzenie w kierunku drzwi, które nagle się otworzyły. Do środka weszła najbardziej znienawidzona przeze mnie kobieta. 
- Weasley. Od dzisiaj będziesz miała towarzystwo. - powiedziała a drugi śmierciożerca, którego wcześniej nie zauważyłam wepchnął jakąś osobę do pomieszczenia. Osoba ta upadłam na podłogę a śmierciożercy rzucili jeszcze jakąś torbę na podłogę i odeszli zamykając ponownie drzwi. Powoli wstałam i podeszłam tam gdzie leżała osoba. I spojrzałam na twarz i zakryłam dłonią usta z przerażenia. Przykucnęłam przy ciele tak dobrze znanej mi osoby.
- Mionaa, Miona obudź się. Tobie nie może się nic stać. Hermiona nie zostawiaj mnie tu samej. - zaczęłam płakać nad ciałem przyjaciółki. Położyłam głowę dziewczyny na swoich kolanach przez co moje łzy spadały wprost na jej twarz.
- Ginny... dobrze cię widzieć... - usłyszałam jej słaby głos. Spojrzałam w te dobrze znane mi czekoladowe tęczówki, w których pomimo zmęczenia można było dostrzec iskierki szczęścia.
- Ciebie też Hermiono, ciebie też. - powiedziałam już spokojniejszym głosem. W między czasie brązowowłosa usiadła obok mnie i teraz tkwiłyśmy w swoich objęciach. Tak bardzo mi jej brakowało. Wiedziałam, że teraz damy sobie razem radę. Bo gdy ma się przyjaciółkę obok siebie wszystko jest łatwiejsze.

*

Leżałem na łóżku. To było ostatnio moje zajęcie. Nie chodziłem na zajęcia. Nie jadłem, nie spałem. Jednym słowem nie żyłem. Bez Hermiony, która była dla mnie jak tlen, moje życie przestało mieć dla mnie znaczenie. To dla niej każdego dnia podnosiłem się z łóżka i przyodziewałem jeden z najlepszych uśmiechów zarezerwowany tylko dla niej. Wpatrywałem się w okno. Deszcz padał nieustannie od kilku dni.
Pogoda chyba odzwierciedla mój nastrój.
Nie usłyszałem nawet gdy do pokoju wszedł mój bliźniak.
-Fred musisz zacząć jeść, spać... żyć.- powiedział cicho George. Spojrzał na mnie wzrokiem, który nie przyjmował odmowy. - Chyba nie chcesz paść zanim odbijemy Hermionę? 
Nie odpowiedziałem nic. Moja nadzieja umierała. Umierała z każdym nadchodzącym dniem. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Słyszałem westchnięcie mojego brata.
- Na półce masz tosta i herbatę. Zjedz to... proszę Cię Fred. - powiedział. - Miona chciałabym żebyś żył normalnie. Nieważne co by się jej stało. - w drzwiach jeszcze powiedział tak ważne słowa, a moje serce drgnęło. Rozum podpowiadał, że George ma rację. Wziąłem tosta do ręki i ugryzłem kawałek. Spojrzałem na spływające po szybie krople deszczu. Zamknąłem oczy i wyszeptałem.
I need you... I need you Hermiono.

***********************
Przepraszam że tak późno dodaję :C Nie miałam weny :C Rozdział strasznie krótki, ale poprawię się. Obiecuję ! :)